poniedziałek, 18 maja 2009

Zmoknięte historie

Świat na zdjęciach Todda Hido składa się z mokrych, melancholijnych krajobrazów, opuszczonych wnętrz, obskurnych moteli, domów w środku nocy i autentycznych, nieplastikowych kobiet, takich z przeszłością po przejściach.
Wszystko to pasuje do siebie, składa się w jakąś mniej lub bardziej znajomą historię - pusty wyraz twarzy, przygnębiająca, podmokła droga prowadząca donikąd, telewizor oglądany samotnie w pokoju, brudny śnieg na poboczu drogi, stary materac zasłaniający drzwi.
Wszystkie zdjęcia łączą uczucia samotności, pustki, nostalgii, przygnębienia - są zarówno w twarzach kobiet, jak i w bezdomnej włóczędze od domu do domu, smętnym gapieniu się w środku nocy w zasłonięte okna, posępnym krajobrazie, prawie nieumeblowanym pokoju w motelu, mokrej szybie samochodu.

Bardzo mi się podobało jak Hido zapytany ostatnio przy okazji wystawy w Warszawie, o to czego można mu życzyć, odpowiedział mniej więcej tak: "paskudnej pogody, ponieważ chyba wybiorę się jutro robić zdjęcia". Jednak potem czytałem wywiad, w którym powiedział, że te fotografie, wychodzą mu tak dobrze tylko w Stanach, nigdzie indziej.

Dla tych, którzy chcą więcej, krótki film.

sobota, 16 maja 2009

Na wpół śpiąc, na wpół przytomnie

Kiedy pierwszy raz patrzyłem na zdjęcia Asako Narahashi z cyklu "half awake and half asleep in the water" ocean wydawał mi się na nich niespokojny, przytłaczający i groźny, a ląd i przetworzony przez człowieka krajobraz pełen mostów i budynków, widziany z perspektywy topielca zalewanego ostatnią falą, nieskończenie odległy i obcy. Teraz właściwie nie wiem, czy jest tam groza, niepewność, samotność i wyobcowanie, czy też może jakiś taki wszechogarniający spokój, coś co czuje się, kiedy pozwalamy morzu unieść się gdziekolwiek bądź, kiedy odrywamy się od zwykłego świata, który na chwilę staje się odległy, dziwaczny i nie na miejscu. Jednak fakt, że zdjęcia te można interpretować na dwa, w pewnym sensie wykluczające się sposoby, sprawia właśnie, że są takie świetne. Wszystko jest na nich w jakimś takim niestabilnym stanie równowagi. Wystarczy tylko lekko nim zachwiać, a sytuacja ze spokojnej zmienia się w groźną i przytłaczającą.



Niezależnie od interpretacji, patrząc na ląd z perspektywy oceanu, można odnieść wrażenie, że ktoś niepotrzebnie powtykał w niego wszystkie te wystające budynki i mosty, które burzą naturalną harmonię pomiędzy wodą, niebem i ziemią. Może nawet betonowe wstawki w większym stopniu wprowadzają niepokój niż wzburzone morze?

Na zdjęciach Asady Nobuo ocean też jest potężny i niespokojny. Nie jest może na wysokości naszego nosa, ale jest całkiem blisko.

Jednak nie czuć, że zaraz wydarzy się coś groźnego i śmiertelnego w skutkach - w pewnym sensie jest na nich spokojnie. Chociaż przez to, że morze zajmuje 2/3 kadru, nie jest w równowadze z niebem. Na zdjęciach Nobuo nie ma przez to takiej harmonii jak na zdjęciu Hiroshiego Sugimoto, które wylądowało na okładce nowej płyty U2.

Tu to w ogóle można się rozpłynąć po prostu. Tylko czy nie jest trochę za nudne? Zacząłem na nie patrzyć i spędziłem 5 minut zastanawiając się nad tym - ot i odpowiedź na pytanie.
A tytułowa piosenka z płyty powstała podobno w oparciu o rozmowę Bono z Sugimoto, który potem za darmo udostępnił mu zdjęcie, na zasadzie wymiany - Sugimoto może sobie teraz wykorzystywać piosenkę U2. Co najważniejsze, zdjęcia na okładce nie psują żadne napisy.

Tak, w kwestii harmonii i morza, jeżeli ktokolwiek ma coś do powiedzenia, to na pewno Japończycy.