piątek, 9 stycznia 2009

Fotograficzna prawda

Zdjęcia Larrego Clarka zebrane w albumie zatytułowanym "Tulsa, 1963-1971" pokazują mroczny świat seksu, przemocy i narkotyków, który nagle objawił się w miejscu, w którym nikt się go nie spodziewał - tuż obok za rogiem. Clark był częścią tego świata - jego fotografie tworzą bardzo osobistą i wnikliwą relację z pierwszej ręki. Pisze o sobie tak:
"i was born in tulsa oklahoma in 1943. when i was sixteen i started shooting amphetamine. i shot with my friends everyday for three years and then left town but i've gone back through the years. once the needle goes in it never comes out."
L.C.





Ze zdjęciami skojarzył mi się list Philipa K. Dicka z listopada 1970 roku, zamieszczony w jego biografii "Boże Inwazje":
"Wszyscy zażywamy prochy i wszyscy umrzemy, ale zostało nam jeszcze parę lat i będziemy szczęśliwi. Nie chcemy żyć dłużej niż te parę lat, i przeżyjemy je tak, jak żyjemy teraz: głupio, ślepo, kochając się, gadając, będąc razem, żartując, wspierając się nawzajem i umacniając w sobie nawzajem dobre strony. (...) Żadna grupa ludzi nie może być tak szczęśliwa. Wiedzieliśmy, że ignorujemy jakiś fundamentalny aspekt rzeczywistości, taki na przykład jak pieniądze albo, w moim przypadku, sen. To nas wkrótce dopadnie. (...) Wszystko, na co tak naprawdę można liczyć, to, jak sądzę, być przez chwilę szczęśliwym i mieć co wspominać."
Na zdjęciach nie widać szczęścia, nie widać wspólnoty, nie ma niewinności, która chyba gdzieś tam przebrzmiewa w liście. Nie są to też wspomnienia, które ktokolwiek chciałby zachować. Czy to znaczy, że świat pisarza i fotografa różniły się aż tak bardzo?

Dick w końcu przejrzy na oczy i zamknie wszystko w powieści "Przez ciemne zwierciadło" - obrazie "narkotykowego, ślepego zaułka z lat sześćdziesiątych", opowieści "o zwycięstwie nad śmiercią, o tryumfie ducha nad kłamstwami, które odbierają życiu sens".

Myślę, że zdjęcia Clarka są podobną próbą rozliczenia się z przeszłością, próbą uwolnienia się od niej.

Nie widziałem tego albumu. Fotografie, które można znaleźć tu i tam, zatytułowane są po prostu "Untitled" (nie jestem do końca pewien czy pierwsze zdjęcie w ogóle pochodzi z albumu Tulsa). Bez podpisu, dłuższego wytłumaczenia, zdjęcie staje się mniej dokumentem, a bardziej metaforą - nabiera jakiegoś szerszego, uniwersalnego znaczenia. Ciekawy jestem, czy pierwsze wydanie albumu zostało opatrzone jakąś inną informacją niż tą, którą niósł sam tytuł - "Tulsa, 1963-1971" - może to było te parę zdań napisanych przez Clarka, które znalazłem oderwane od wszystkiego innego i cytuję na początku?

W przeciwieństwie do fotografii Clarka, zdjęcia Boogiego zrobione 30 lat później, mają podpisy. Fotografie ocierają się o podobny (może bez tego seksu i przemocy) mroczny świat, na który fotograf patrzy jednak trochę z zewnątrz - Boogie podobno nie bierze narkotyków.

A syringe dongles from Perla's leg. She is a 23 year old drug addicted, HIV positive prostitute. Brooklyn, NY, 2005

Martie shooting up in the bathroom while her daughters call her for help with their homework. Brooklyn, NY, 2004.

Martie, a crack addicted mother of 4, bathing her newborn. Brooklyn, NY, 2005.

Fakt, że dzięki podpisowi, kobieta z wbitą w żyłę strzykawką staje się nagle matką czworga dzieci, która zamiast pomóc im w nauce, chowa się przed nimi w łazience, wcale nie odbiera zdjęciom uniwersalnego znaczenia. Te informacje, które nadają kontekst temu co widzimy na samym zdjęciu, sprawiają, że te fotografie są jeszcze lepsze i jeszcze bardziej przerażające.

Jednak patrząc na zdjęcia nigdy nie poznamy całej prawdy. Możemy tylko zgadywać kim naprawdę jest Martie - czy zawsze była taką wyrodną matką? A może jest tylko ofiarą swojego nałogu? A chłopak z pierwszego zdjęcia - popisuje się przed znajomymi tym pistoletem, czy może jest o krok od pociągnięcia za spust, ponieważ jego życie legło właśnie w gruzach?

Philipa-Lorca deCorcia w jednym z odcinków świetnej serii "Genius of Photography" powiedział mniej więcej tak:
To co widzimy na zdjęciu niekoniecznie jest takie, jakim się wydaje. Jednak z dużą dozą pewności można powiedzieć, że wszystkie nasze wyobrażenia są prawdziwe - tylko niekoniecznie dokładnie o sytuacji przedstawionej na fotografii.

3 komentarze:

  1. Viggen, dziękuje Ci za tego bloga. To co tu robisz jest absolutnie rewelacyjne. Masz coś do powiedzenia i do pokazania. Jest to dla mnie szalenie interesujące. Nie przestawaj!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za miłe słowa, naprawdę cieszę się, że ci się podoba. To by znaczyło chyba, że jakiś sens tam jest w tych moich wypocinach. :)
    Bo ja nagle poczułem i ciągle czuję potrzebę podzielenia się ze światem paroma rzeczami, do których udało mi się dojść i które wywarły na mnie wpływ. Niekoniecznie wszystko musi być składne i zgrabne, ale przynajmniej ratują mnie zdjęcia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest sens Viggen, jest sens...

    OdpowiedzUsuń